Wiatr
wprawiał w ruch zieloną flagę, która marszczyła się z każdym podmuchem i
poruszała nisko rosnącymi liśćmi, jednocześnie zdradzając miejsce położenia kryjówki.
Nick przeklął cicho, a następnie ugryzł się w język, ponieważ wiedział, że
każdy, nawet najcichszy dźwięk może doprowadzić do przegranej.
W Ash Dale
podchody rządziły się innymi zasadami niż te znane przez resztę dzieciaków z
różnych stron świata. W zabawie nieprawdziwych nie używano ani kredy, ani
patyków, ani kartek, które wskazywałyby kierunek albo wyznaczały ścieżkę do
celu. Nie, oni bawili się inaczej.
Po pierwsze:
dyskwalifikacja za użycie magicznych zdolności. Nie wolno było latać, zmieniać
się w zwierzęta, rzucać uroków czy szantażować leśne zwierzęta. Polegało się na
własnych umiejętnościach, nie magii.
Po drugie:
zero tropienia. Wilkołaki i zmiennokształtni dostali od losu wyczulony węch,
lecz na czas tego typu zadań odbierano im zdolność rozróżniania zapachów, co w
lesie okazywało się zarówno zaletą jak i wadą.
Po trzecie:
w razie potrzeby można było zerwać swoją flagę i uciekać, ale wystarczyło jedno
spojrzenie przeciwnika i gra zostawała przesądzona. Wygrywał ten, kto najdłużej
pozostawał niewidoczny.
Słońce już
dawno schowało się za horyzontem i leśną gęstwinę oświetlał tylko nikły blask
srebrnej tarczy księżyca, choć nawet to nie sprawiało, iż Nick wśród traw czuł
się bezpiecznie. Nie przepadał za tego typu grami, jednak obiecał bratu, że w
końcu pokaże na co go stać, a nigdy nie złamał danego słowa. I tak właśnie
wylądował w parze z Julianem Foxem – chłopcem, do którego jednocześnie coś
czuł, lecz odrzucała go każda myśl na ten temat. Julian bowiem nie był kimś, z
kim dało się przeprowadzić przyjazną konwersację niezbaczającą na dziwny, nawet
jak na nieprawdziwych, temat. Zdawało się, że białowłosy nigdy nie odczuwał
wstydu, a słowa opuszczające jego usta zawsze wyrażały prawdę.
Nick wiercił
się niespokojnie, przyglądając pełzającym, brązowym robakom. Chciały wspiąć się
na dłoń chłopaka, lecz gwałtownie ją odsunął, tym samym uderzając delikatnie w
głowę Juliana. Gdy tylko poczuł końce jego włosów muskające skórę, na policzki
zmiennokształtnego czarownika wpłynął rumieniec. Ukrył twarz w trawie, szybko
zabierając ręce i układając je pod brzuchem. Oczami wyobraźni widział
rozdrażnione, złote oczy lisiego partnera.
Leżeli w
ciszy, próbując oddychać najciszej, jak tylko potrafili, nie wzbudzając przy
tym niepewności leśnych stworzeń, które wyczuwając pobratymców w opałach,
zbiegłyby się, by okazać pomoc. W tym właśnie zwierzęta zawsze różniły się od
ludzi – bezinteresownie pomagały słabszym osobnikom.
Noc
nadchodziła coraz szybciej i otulała wszystko wilgotnym, pachnącym deszczem
mrokiem. Chłopcy wybrali dość znane miejsce, wiedząc, że nikt nie będzie szukał
grupy w tak oczywistym położeniu. „Najciemniej jest zawsze pod latarnią”,
rzucił Julian, wyjaśniając strategię. Mimo wszystko polana nie należała do
najprzyjemniejszych. Gęsta, wysoka trawa ograniczała widoczność, mrówki
maszerowały gęsiego w stronę mrowiska, a oni wciąż się ukrywali. Podchody
nieprawdziwych potrafiły trwać nawet kilka dni.
– Jesteś
głodny? – Nick odwrócił się gwałtownie, słysząc głos białowłosego tuż przy
uchu. Skończyło się to zderzeniem głów obu chłopców oraz głuchym, ledwie
dosłyszalnym jęknięciem Juliana. – Uważaj, co robisz! – Choć Nick spodziewał
się wrogości i niezadowolenia migoczącego wśród złota tęczówek, otrzymał
rozbawienie zmieszane z troską. – Jeśli nas zdradzisz, osobiście cię
ukażę.
Nick
przełkną ślinę i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, kiedy zmiennokształtny
włożył mu w nie czekoladowego batona z orzechami. Brązowowłosy, mrużąc oczy,
zacisnął zęby, odgryzając kawałek słodkiej przekąski. Julian odpowiedział mu
uśmiechem, a następnie sam wgryzł się zębami w orzechy.
Buziak na
odległość, pomyślał Nick i aż się zawstydził, że taka rzecz przyszła mu do
głowy. I to w takiej chwili! Pokręcił głową, próbując pozbyć się sprzed oczu
obrazu ich dwójki splecionej we wspólnym pocałunku.
Julian
ściągnął brwi, wysyłając nieme pytanie. „Coś nie tak?” Nick odpowiedział,
kręcąc głową i powoli przeżuwając batonika.
Znów nastała
chwila ciszy i oczekiwana, tym razem przerwana przez nadchodzące postaci.
Zbliżały się powolnym, leniwym krokiem przepełnionym pewnością siebie. Leśna
grupa myślała, że wygraną mają w garści.
Nick
zareagował szybciej od lisa, a że jego ciemne włosy nie odznaczały się tak na
tle leśnej gęstwiny, zerwał się na równe nogi i złapał kijek z zawieszoną na
niej zieloną flagą. Omal nie poślizgnął się na zaroszonej trawie, przed
upadkiem uratował go Julian. W następnej chwili biegli ramię w ramię, chcąc
zgubić nadchodzącą drużynę.
Oczywiście
dokonali tego w zaledwie kilka minut, a następnie chichrali się cicho, by nie
zwrócić jeszcze większej uwagi zwierząt. Potem Jul opadł na trawę. Oparł się o
pień rosłego rębu i chwilę przyglądał się twarzy Nicka – jako zmiennokształtny
posiadał niesamowity wzrok, podobnie jego towarzysz, i nawet zaklęcia nie
potrafiły stłumić owego zmysłu.
– Nick,
nienawidzisz mnie? – Głos Juliana brzmiał delikatnie, niczym dźwięk harfy.
Rozchodził się w powietrzu jak zapach perfum i dotykał uszu.
Ciemnowłosy
nie odpowiedział. Spuścił za to głowę i zaczął wydłubywać czubkiem buta dołek w
ziemi. Powstrzymywał się od spojrzenia w stronę swojego partnera. Kłótnie tylko
sprawiłaby, że wszystko poszłoby dwa razy gorzej, zaczęłyby się wrzaski, które
doprowadziłyby do nich konkurencyjne drużyny.
– Nick, chcę
prawdy – dodał z naciskiem białowłosy, mrużąc złoto-zielone oczy. – Nawet,
jeśli zaboli.
– Prawda
zawsze boli, czy tego chcesz czy nie – wyszeptał, próbując zatrzymać mrówkę. –
Jeśli nie jej adresata, to odbiorcę.
– Bredzisz.
– Nawet nie
wiesz, jak bardzo chciałbym, by moje słowa okazały się kłamstwem.
Nick zamarł
w bezruchu. Zbyt dużo czasu spędził z osobą, którą jednocześnie chciał uderzyć
i pocałować. Czy gdyby jednak otrzymał wybór: ważniejsza okazałaby się
nienawiść czy zauroczenie? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
Julian
podniósł się z ziemi i stanął naprzeciw chłopca, tym samym zmuszając go do
uniesienia głowy. Oczy zmiennokształtnych spotkały się na ułamek sekundy, potem
Nick postanowił znaleźć inny, co prawda mniej piękny i ciekawy, obiekt do
obserwacji.
– Odsuń się
– wymamrotał kot, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
– Czyli
jednak mnie nienawidzisz? – W głosie Juliana pojawiła się nutka niezadowolenia
pomieszana z rezygnacją. Cofnął się i omiótł spojrzeniem twarz Nicka
wykrzywioną w niezadowoleniu. – Chyba skończyliśmy grę… Oddajmy tę
przeklętą flagę i miejmy to za sobą.
Białowłosy
zaczął zdejmować materiał z kijka, a kiedy uporał się z tuzinem pinezek, rzucił
niepotrzebny kawałek drewna w krzaki. Posłał ostatnie spojrzenie w stronę
marnie wyglądającego towarzysza, a następnie, wzruszywszy ramionami, ruszył
przed siebie. Nie zamierzał przejmować się kimś, kto po prostu miał go w
głębokim poważaniu.
Nick nie
mógł jednak tak po prostu odejść, gdy nadarzyła się do wyznania prawdy. Choć w
pierwszych chwilach przepełniał go strach i niepewność, wziął się w końcu w
garść. Nabrał w płuca sporą ilość powietrza, by po chwili dogonić Juliana i
złapać go za nadgarstek.
– Nie
nienawidzę cię – wydusił z siebie. Na te słowa Jul otworzył usta i odwrócił
głowę w stronę zgiętego w pół Nicka. – Tak naprawdę to nigdy cię nie
nienawidziłem, po prostu jestem pieprzonym tchórzem. – Jul obserwował, jak
chłopak zaciska wolną dłoń w pięść. – Jestem tchórzem i ciężko mi przyznać, co
czuję. Nawet przed samym sobą próbuję zataić prawdę, a innym nawet nie uchylam
rąbka tajemnicy. Ale mam już dość! Dość tej pajęczej sieci, w której się
znalazłem. Julian, ja…
Nick
wyprostował się, chcąc wypowiedzieć najważniejsze słowa w swoim życiu z godną
postawą, wtedy jednak białowłosy zmiennokształtny ujął jego twarz w dłonie i
pocałował, zanim chłopak prowadzący monolog zdołał się odsunąć.
Pierwszą
reakcją był szok i szeroko otwarte oczy, potem Nick zmrużył powieki i
odwzajemnił gest, zarzucając Julianowi ręce na szyję. Jako że był wyższy, nie
sprawiło mu trudności przyciągnięcie do siebie lisa. Jednak po zaledwie kilku
sekundach to Jul przejął inicjatywę i Nick jęknął, czując na wardze zęby
towarzysza.
Chłopak
odsunął się powoli na bezpieczną odległość. Tylko dzięki kurtynie nocy Jul nie
był w stanie dostrzec rumieńców na policzkach starszego. Mimo to i tak był
zadowolony z efektów. Nigdy nie sądził, że Nick okaże się taki uległy, w jego
wyobraźni zwykł dominować, a tymczasem w rzeczywistości role rozdano zupełnie
inaczej.
– Etto…
– No…
Przez chwilę
panowała cisza, a chłopcy spoglądali na siebie.
– Nick…
– Tak?
– Od dzisiaj
jesteś mój, pamiętaj o tym – rzucił Julian, splatając palce ich dłoni. – Nie
oddam cię nikomu.
Nick
przełknął ślinę i nieświadomie pokiwał głową, zgadzając się jednocześnie na
najwspanialszą oraz najbardziej irytującą część swojego życia.
Julian i Nick są drugoplanowymi bohaterami moich dwóch opowiadań pisanych pod pseudonimem Elisabeth An Livest: Normalną być! i (Nie)banalnej historii. Nie ma o nich oddzielnego opowiadania, a jedynie krótkie shoty, które napisałam ponad rok temu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz