5/26/2015

Gra w podchody



Wiatr wprawiał w ruch zieloną flagę, która marszczyła się z każdym podmuchem i poruszała nisko rosnącymi liśćmi, jednocześnie zdradzając miejsce położenia kryjówki. Nick przeklął cicho, a następnie ugryzł się w język, ponieważ wiedział, że każdy, nawet najcichszy dźwięk może doprowadzić do przegranej.
W Ash Dale podchody rządziły się innymi zasadami niż te znane przez resztę dzieciaków z różnych stron świata. W zabawie nieprawdziwych nie używano ani kredy, ani patyków, ani kartek, które wskazywałyby kierunek albo wyznaczały ścieżkę do celu. Nie, oni bawili się inaczej.
Po pierwsze: dyskwalifikacja za użycie magicznych zdolności. Nie wolno było latać, zmieniać się w zwierzęta, rzucać uroków czy szantażować leśne zwierzęta. Polegało się na własnych umiejętnościach, nie magii.
Po drugie: zero tropienia. Wilkołaki i zmiennokształtni dostali od losu wyczulony węch, lecz na czas tego typu zadań odbierano im zdolność rozróżniania zapachów, co w lesie okazywało się zarówno zaletą jak i wadą.
Po trzecie: w razie potrzeby można było zerwać swoją flagę i uciekać, ale wystarczyło jedno spojrzenie przeciwnika i gra zostawała przesądzona. Wygrywał ten, kto najdłużej pozostawał niewidoczny.
Słońce już dawno schowało się za horyzontem i leśną gęstwinę oświetlał tylko nikły blask srebrnej tarczy księżyca, choć nawet to nie sprawiało, iż Nick wśród traw czuł się bezpiecznie. Nie przepadał za tego typu grami, jednak obiecał bratu, że w końcu pokaże na co go stać, a nigdy nie złamał danego słowa. I tak właśnie wylądował w parze z Julianem Foxem – chłopcem, do którego jednocześnie coś czuł, lecz odrzucała go każda myśl na ten temat. Julian bowiem nie był kimś, z kim dało się przeprowadzić przyjazną konwersację niezbaczającą na dziwny, nawet jak na nieprawdziwych, temat. Zdawało się, że białowłosy nigdy nie odczuwał wstydu, a słowa opuszczające jego usta zawsze wyrażały prawdę.
Nick wiercił się niespokojnie, przyglądając pełzającym, brązowym robakom. Chciały wspiąć się na dłoń chłopaka, lecz gwałtownie ją odsunął, tym samym uderzając delikatnie w głowę Juliana. Gdy tylko poczuł końce jego włosów muskające skórę, na policzki zmiennokształtnego czarownika wpłynął rumieniec. Ukrył twarz w trawie, szybko zabierając ręce i układając je pod brzuchem. Oczami wyobraźni widział rozdrażnione, złote oczy lisiego partnera.
Leżeli w ciszy, próbując oddychać najciszej, jak tylko potrafili, nie wzbudzając przy tym niepewności leśnych stworzeń, które wyczuwając pobratymców w opałach, zbiegłyby się, by okazać pomoc. W tym właśnie zwierzęta zawsze różniły się od ludzi – bezinteresownie pomagały słabszym osobnikom.
Noc nadchodziła coraz szybciej i otulała wszystko wilgotnym, pachnącym deszczem mrokiem. Chłopcy wybrali dość znane miejsce, wiedząc, że nikt nie będzie szukał grupy w tak oczywistym położeniu. „Najciemniej jest zawsze pod latarnią”, rzucił Julian, wyjaśniając strategię. Mimo wszystko polana nie należała do najprzyjemniejszych. Gęsta, wysoka trawa ograniczała widoczność, mrówki maszerowały gęsiego w stronę mrowiska, a oni wciąż się ukrywali. Podchody nieprawdziwych potrafiły trwać nawet kilka dni.
– Jesteś głodny? – Nick odwrócił się gwałtownie, słysząc głos białowłosego tuż przy uchu. Skończyło się to zderzeniem głów obu chłopców oraz głuchym, ledwie dosłyszalnym jęknięciem Juliana. – Uważaj, co robisz! – Choć Nick spodziewał się wrogości i niezadowolenia migoczącego wśród złota tęczówek, otrzymał rozbawienie zmieszane z troską. – Jeśli nas zdradzisz, osobiście  cię ukażę.
Nick przełkną ślinę i już otwierał usta, aby coś powiedzieć, kiedy zmiennokształtny włożył mu w nie czekoladowego batona z orzechami. Brązowowłosy, mrużąc oczy, zacisnął zęby, odgryzając kawałek słodkiej przekąski. Julian odpowiedział mu uśmiechem, a następnie sam wgryzł się zębami w orzechy.
Buziak na odległość, pomyślał Nick i aż się zawstydził, że taka rzecz przyszła mu do głowy. I to w takiej chwili! Pokręcił głową, próbując pozbyć się sprzed oczu obrazu ich dwójki splecionej we wspólnym pocałunku.
Julian ściągnął brwi, wysyłając nieme pytanie. „Coś nie tak?” Nick odpowiedział, kręcąc głową i powoli przeżuwając batonika.
Znów nastała chwila ciszy i oczekiwana, tym razem przerwana przez nadchodzące postaci. Zbliżały się powolnym, leniwym krokiem przepełnionym pewnością siebie. Leśna grupa myślała, że wygraną mają w garści.
Nick zareagował szybciej od lisa, a że jego ciemne włosy nie odznaczały się tak na tle leśnej gęstwiny, zerwał się na równe nogi i złapał kijek z zawieszoną na niej zieloną flagą. Omal nie poślizgnął się na zaroszonej trawie, przed upadkiem uratował go Julian. W następnej chwili biegli ramię w ramię, chcąc zgubić nadchodzącą drużynę.
Oczywiście dokonali tego w zaledwie kilka minut, a następnie chichrali się cicho, by nie zwrócić jeszcze większej uwagi zwierząt. Potem Jul opadł na trawę. Oparł się o pień rosłego rębu i chwilę przyglądał się twarzy Nicka – jako zmiennokształtny posiadał niesamowity wzrok, podobnie jego towarzysz, i nawet zaklęcia nie potrafiły stłumić owego zmysłu.
– Nick, nienawidzisz mnie? – Głos Juliana brzmiał delikatnie, niczym dźwięk harfy. Rozchodził się w powietrzu jak zapach perfum i dotykał uszu.
Ciemnowłosy nie odpowiedział. Spuścił za to głowę i zaczął wydłubywać czubkiem buta dołek w ziemi. Powstrzymywał się od spojrzenia w stronę swojego partnera. Kłótnie tylko sprawiłaby, że wszystko poszłoby dwa razy gorzej, zaczęłyby się wrzaski, które doprowadziłyby do nich konkurencyjne drużyny.
– Nick, chcę prawdy – dodał z naciskiem białowłosy, mrużąc złoto-zielone oczy. – Nawet, jeśli zaboli.
– Prawda zawsze boli, czy tego chcesz czy nie – wyszeptał, próbując zatrzymać mrówkę. – Jeśli nie jej adresata, to odbiorcę.
– Bredzisz.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, by moje słowa okazały się kłamstwem.
Nick zamarł w bezruchu. Zbyt dużo czasu spędził z osobą, którą jednocześnie chciał uderzyć i pocałować. Czy gdyby jednak otrzymał wybór: ważniejsza okazałaby się nienawiść czy zauroczenie? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
Julian podniósł się z ziemi i stanął naprzeciw chłopca, tym samym zmuszając go do uniesienia głowy. Oczy zmiennokształtnych spotkały się na ułamek sekundy, potem Nick postanowił znaleźć inny, co prawda mniej piękny i ciekawy, obiekt do obserwacji.
– Odsuń się – wymamrotał kot, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
– Czyli jednak mnie nienawidzisz? – W głosie Juliana pojawiła się nutka niezadowolenia pomieszana z rezygnacją. Cofnął się i omiótł spojrzeniem twarz Nicka wykrzywioną w niezadowoleniu. – Chyba skończyliśmy  grę… Oddajmy tę przeklętą flagę i miejmy to za sobą.
Białowłosy zaczął zdejmować materiał z kijka, a kiedy uporał się z tuzinem pinezek, rzucił niepotrzebny kawałek drewna w krzaki. Posłał ostatnie spojrzenie w stronę marnie wyglądającego towarzysza, a następnie, wzruszywszy ramionami, ruszył przed siebie. Nie zamierzał przejmować się kimś, kto po prostu miał go w głębokim poważaniu.
Nick nie mógł jednak tak po prostu odejść, gdy nadarzyła się do wyznania prawdy. Choć w pierwszych chwilach przepełniał go strach i niepewność, wziął się w końcu w garść. Nabrał w płuca sporą ilość powietrza, by po chwili dogonić Juliana i złapać go za nadgarstek.
– Nie nienawidzę cię – wydusił z siebie. Na te słowa Jul otworzył usta i odwrócił głowę w stronę zgiętego w pół Nicka. – Tak naprawdę to nigdy cię nie nienawidziłem, po prostu jestem pieprzonym tchórzem. – Jul obserwował, jak chłopak zaciska wolną dłoń w pięść. – Jestem tchórzem i ciężko mi przyznać, co czuję. Nawet przed samym sobą próbuję zataić prawdę, a innym nawet nie uchylam rąbka tajemnicy. Ale mam już dość! Dość tej pajęczej sieci, w której się znalazłem. Julian, ja…
Nick wyprostował się, chcąc wypowiedzieć najważniejsze słowa w swoim życiu z godną postawą, wtedy jednak białowłosy zmiennokształtny ujął jego twarz w dłonie i pocałował, zanim chłopak prowadzący monolog zdołał się odsunąć.
Pierwszą reakcją był szok i szeroko otwarte oczy, potem Nick zmrużył powieki i odwzajemnił gest, zarzucając Julianowi ręce na szyję. Jako że był wyższy, nie sprawiło mu trudności przyciągnięcie do siebie lisa. Jednak po zaledwie kilku sekundach to Jul przejął inicjatywę i Nick jęknął, czując na wardze zęby towarzysza.
Chłopak odsunął się powoli na bezpieczną odległość. Tylko dzięki kurtynie nocy Jul nie był w stanie dostrzec rumieńców na policzkach starszego. Mimo to i tak był zadowolony z efektów. Nigdy nie sądził, że Nick okaże się taki uległy, w jego wyobraźni zwykł dominować, a tymczasem w rzeczywistości role rozdano zupełnie inaczej.
– Etto…
– No…
Przez chwilę panowała cisza, a chłopcy spoglądali na siebie.
– Nick…
– Tak?
– Od dzisiaj jesteś mój, pamiętaj o tym – rzucił Julian, splatając palce ich dłoni. – Nie oddam cię nikomu.
Nick przełknął ślinę i nieświadomie pokiwał głową, zgadzając się jednocześnie na najwspanialszą oraz najbardziej irytującą część swojego życia.



 Julian i Nick są drugoplanowymi bohaterami moich dwóch opowiadań pisanych pod pseudonimem Elisabeth An Livest: Normalną być! i (Nie)banalnej historii. Nie ma o nich oddzielnego opowiadania, a jedynie krótkie shoty, które napisałam ponad rok temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz